facebook
ARTYKUŁ

Tajemnice historii z zieleńcem w tle

Okolice naszego kurortu nie są co prawda nasączone tak dużym stężeniem historycznych zagadek sięgających średniowiecznych czasów, jednak również z tymi ziemiami związana jest niezwykle interesująca opowieść. Dotyczy mianowicie katastrofy lotniczej, która wydarzyć się tu miała pod koniec II wojny światowej.

Maj roku 1945. Niezwykle mroźna zima dawno już ustąpiła, radzieckie wojska zajmowały kolejne dolnośląskie miasta i wsie. Broniąca się od lutego Twierdza Wrocław powoli składała broń, tylko nielicznym udało się umknąć. Jednym z tych, którzy podjęli się tego karkołomnego zadania, był, według niepotwierdzonych ponad wszelką wątpliwość źródeł, Karl Hanke – sekretarz osobisty Josepha Goebbelsa, gauleiter Dolnego Śląska m.in. podczas oblężenia Wrocławia w 1945; ostatni Reichsführer-SS. No właśnie – według niepotwierdzonych źródeł….

Karl Hanke w trakcie przemówienia we Wrocławiu (źródło: www.dolny-slask.org.pl)

Dlaczego wspominamy tę postać? Ponieważ to właśnie on, zwany katem z Breslau (co było oczywiście konsekwencją mordów, do jakich dopuszczał się w trakcie wojny) miał być jednym z dwóch pasażerów niemieckiego bombowca Heinkel He 111, który w okolicach 5 lub 6 maja 1945 roku rozbił się na terenie ówczesnego Grunwaldu.

Jedno w całej historii nie podlega dyskusji i potwierdzone zostało przez członków Dolnośląskiego Towarzystwa Historycznego, którzy w 2010 roku odnaleźli i zidentyfikowali szczątki samolotu – są to fragmenty niemieckiej maszyny, która uległa katastrofie pod koniec II Wojny Światowej. Dalej jednak zaczynają się już wyłącznie domysły i spekulacje.

Według jednej z teorii wspomniany wcześniej Karl Hanke, wyskoczył wraz z pilotem ze spadającego samolotu na spadochronie. Zdołał ukryć się w pobliskich lasach, przedostać do niemieckiego oddziału, z którym trafił do niewoli, ale później został zabity podczas próby ucieczki. Inna koncepcja dalszych losów gauleitera Dolnego Śląska mówi o tym, że nie dość, że udało mu się zbiec z oblężonego miasta, przeżyć katastrofę i wymknąć krążącym po Dolnym Śląsku radzieckim oddziałom, to znalazł jeszcze bezpieczne schronienie w Argentynie, która po wojnie stała się azylem dla nazistowskich zbrodniarzy.

Wróćmy jednak do badań szczątków samolotu, który rozbił się w okolicach Zieleńca. Nie jest niestety jeszcze ponad wszelką wątpliwość potwierdzone, z jakiego rodzaju maszyną mamy do czynienia. Choć na początku pisaliśmy o bombowcu Heinkel He 111, to jest wielce prawdopodobne, że był to samolot o wiele mniejszy, np. Fieseler Fi 156 Storch. Za tą drugą opcją przemawia fakt, że mniejszemu samolotowi łatwiej było wystartować z prowizorycznego lotniska przy Placu Grunwaldzkim (w ciągu trwania oblężenia Wrocław posiadał aż cztery takie lotniska) i uciec na południe. Ale z drugiej strony większy bombowiec rzeczywiście mógł zostać zestrzelony przez Aliantów nad Śnieżnikiem, rozbijając się ostatecznie w nieodległym przecież Zieleńcu.

Szukając tajemnic związanych z tą historią, pojawia się oczywiście cała masa pytań, które tylko rozbudzają emocje i ludzką ciekawość. Czy Karl Hanke po prostu uciekał? Czy miał ze sobą jakieś istotne dokumenty? Bo że miał nieprawdopodobną wiedzę na temat wszystkiego co się w Breslau działo i gdzie podziały się tysiące zagubionych dokumentów, skarbów i kosztowności, nie ulega wątpliwości. Był też z pewnością cennym łupem dla radzieckich dowódców, którzy świadomie nie puściliby go przecież wolno.

Być może w niedługim czasie poznamy więcej szczegółów tej historii. Dokładniejsze badania miejsca katastrofy i analiza dostępnych dokumentów pozwolę z pewnością nie tyle na rozwiązanie całej zagadki, ale na odpowiedzenie na pytanie, jaka tak naprawdę maszyna rozbiła się w zielenieckim lesie. A to w dużym stopniu pozwoliłoby później ustalić, skąd ów samolot leciał oraz kto był jego pasażerem.

[contact-form-7 404 "Nie znaleziono"]

Znajdziesz nas tutaj: